POLECANA LEKTURA
27 lutego 2013
admin

 

 

„Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.

Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły.”

Adele Faber i Elaine Mazlish

 

Autorki w 6 rozdziałach mówią, co zmienić, żeby lepiej komunikować się z dziećmi. 
Chcę Wam gorąco polecić ten poradnik. Szczególnie matkom, lecz nie tylko.

Dobra komunikacja przyda się wszystkim. 

Co konkretnie można znaleźć w poradniku? 

Po pierwsze:
Jak pomóc dzieciom, by radziły sobie z własnymi uczuciami? 
Brzmi to trochę odstraszająco i nader psychologicznie. Po przeczytaniu niejeden może pomyśleć: moje dziecko sobie radzi. 
Jest jedna rzecz bardzo ważna i wartościowa w tym rozdziale. Autorki zwracają uwagę na to jak często negujemy uczucia dzieci czy w ogóle uczucia innych. Począwszy od tego, że kiedy dziecko mówi, że nie jest głodne, każemy mu jeść, bo „tak mało zjadło”. Albo kiedy mówi, że jest mu ciepło, a my każemy ubrać rękawiczki, bo nam jest zimno. Od tego począwszy. A skończywszy na tym, że kiedy widzimy nasze dziecko smutne lub złe, najlepiej skomentować to słowami „wyglądasz jakbyś był zły/smutny/…” i zachęcić w ten sposób do zwierzeń niż na siłę pocieszać lub wmawiać, że nie ma powodu do swoich uczuć. 

Po drugie:
Zachęcenie do współpracy.
Co zrobić, kiedy dziecko nagminnie się spóźnia, nie sprząta, zapomina i tak dalej, i tak dalej,    i tak dalej… 
Autorki zaznajamiają z metodami działania. Wbrew pozorom jest wiele skutecznych metod. 
Metoda numer jeden, bardzo ważna brzmi „używaj jak najmniej słów”. W wychowaniu nie chodzi o moralizowanie, czepianie się, tłumaczenie, prowadzenie wywodów i kazań.                   W wychowaniu chodzi nauczenie samodzielności,  żeby to osiągnąć trzeba dać dziecku szanse na myślenie, dochodzenie do wniosków, zdobywanie wiedzy, naprawianie błędów. 

Po trzecie:
Zamiast karania 
Nie chodzi o „bezstresowe wychowanie” jak wiele z was może pomyśleć. Okazuje się jednak, że można wychowywać naprawdę bez stosowania kar, bo kary są krzywdzące, kary godzą w poczucie wartości. Na dobry początek autorki proszą czytelników o przypomnienie sobie własnego dzieciństwa i reakcji na kary, które stosowali rodzice wobec nas. I czy były one skuteczne? 

Po czwarte:
Zachęcanie do samodzielności. 
Po przeczytaniu tego rozdziału wyobraziłam sobie, że jestem matką, która nagle zyskuje świadomość swojej nadopiekuńczości w pełnej krasie. Dalej wyobraziłam sobie jak trudne byłoby wprowadzenie zasad zaproponowanych przez autorki… Myślę, że dla każdej matki to dobry test… Bo czy można żyć bez udzielania rad, zwłaszcza swojemu dziecku? 

Po piąte:
Pochwały.
Chodzi o to, żeby chwalić nawet za złe, mówiąc przewrotnie. Kiedy zwracamy uwagę tylko albo w przeważającej mierze na złe rzeczy, które robią dzieci, zaniżamy ich poczucie własnej wartości, budujemy ich wizerunki jako złych i nieudanych dzieci. A kiedy zaczynamy w przeważającej mierze zwracać uwagę na ich starania i dobre uczynki, i chwalimy ich za nie, ich poczucie wartości wzrasta, własny ich obraz zmienia się na pozytywny, a oni robią wiele, by ten obraz wzmocnić i zachować. 

Po szóste:
Uwalnianie dzieci od grania ról. 
Nasze dziecko się wiecznie spóźnia: dostaje łatkę spóźnialskiego i nieodpowiedzialnego. 
Nasze dziecko ma ciągle bałagan i ciągle coś gubi: dostaje łatkę bałaganiarza, flejtucha, niezdary. 
Nasze dziecko jest uparte zupełnie jak nasza teściowa lub jak jego ojciec, który okazał się złym wybrankiem: dziecko jest ciągle porównywane. A do kogo? Do czarnej owcy w rodzinie. 
”Zdajmy sobie sprawę – piszą autorki – jak bardzo jest to krzywdzące i niesprawiedliwe.”